poniedziałek, 1 sierpnia 2016

[17] Joyland aut. Stephen King


Tytuł: Joyland
Tytuł oryginału: Joyland
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
335 strony
Jej! Tak to TEN Stephen King. Przez wielu uwielbiany, świetny pisarz. Jeden z najlepszych, którego właściwie nie trzeba nikomu przedstawiać. Po dwóch porażkach i strzale w dziesiątkę z "Carrie" postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Później dowiedziałam się, że w sumie, to nie jest to typowa powieść Kinga. Ech, no cóż... grunt, że się podobało. :)

Kto nie uwielbia lunaparków? Mnóstwo dobrej zabawy i ekstremalnych, niezapomnianych wrażeń. Może właśnie to słowo "ekstremalne" zawsze tak mnie odstraszało od tego rodzaju miejsc. Tak jak wszyscy chcieli tam chodzić, tak i mnie ciągnęło, ale tylko popatrzeć. Co tu dużo gadać: jestem cykor. Jak popatrzę na te zerdzewiałe maszyny od razu moja chęć skorzystania z nich maleje praktycznie do zera. jedyne czego namiętnie bym używała to te małe samochodziki (gokarty?), ale jeżeli choć pomyślę o kolejce górskiej... Brr... (!)

Cóż... o czym to ja... tak. "Joyland" to naprawdę dobra książka! Choć, jak powyżej przedstawiłam, wcale nie przepadam za wesołymi miasteczkami to lektura stuprocentowo przypadła mi do gustu.

Kolejną rzeczą, której nie lubię jest strach. Nie lubię się bać. A jak wiadomo Stephen King to król (king) straszenia. Na szczęście upiornie się robi dopiero pod koniec!

Bohaterowie są ciekawi i serio współczułam małemu Mike'owi. Naprawdę ta partia się udała. Nie przywiązałam się jakoś szczególnie, ale się wzruszyłam. Zakończenie bardzo przyzwoite, bo zaskakujące.

Nie mogę narzekać, bo nie nastawiałam się na fajerwerki, nie wiadomo co i szał. Raczej myślałam, że po paru rozdziałach się poddam i znów stwierdzę, że King to jednak nie dla mnie. A tu taka miła niespodzianka!

"Carrie" – super, "Joyland" – super, dwie inne – niesuper. Może czas rozpocząć nowe podboje w prozie Stephena Kinga? Pewnie tak...

Fabuła ciekawa i choć nie można powiedzieć, że wciąga bez reszty, to pozostawienie jej bez odpowiedzi jak się wszystko skończy wydaje się niemożliwe. Płynie wartko, a wplatane między wiersze filozoficzne rozważania (?) nad życiem głównego bohatera nic jej nie ujmują. Wszystko jest dopracowane i właściwie jest tylko jedna rzecz, która mnie zastanawia: skąd ten facet bierze pomysły na tyle powieści? Ludzie, ile on ich nasmarował, to się w głowie nie mieści!

6 komentarzy:

  1. Jejku a książki Kinga na moim koncie nadal wynoszą 0, jakoś nie mogę przekonać się do nich chociaż wiem, że są godne uwagi eh
    Zapraszam na konkurs, w którym do wygrania aż 3 książki:
    http://onlybooks-jdb.blogspot.com/2016/08/konkursowy-sierpien-part-1.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, serio? Jak ty się uchowałaś? :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Właśnie jestem w trakcie czytania tej książki, dupy nie urywa, ale jak na Kinga to dobrze. Dla mnie jest to tylko miła lektura, ale nie ma czegoś takiego, że muszę znać zakończenie. Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha! dobrze to ująłeś ;'). Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Super recenzja! Książkę czytałem i mam podobne odczucia, co Ty. dzięki tej lekturze dowiedziałem się, że Milo to imię dla psa! Szkoda, mój kolega (również Milo) będzie zawiedziony.

    OdpowiedzUsuń