czwartek, 18 lutego 2016

[1] Następczyni aut. Kiera Cass

Tytuł: Następczyni
Tytuł oryginalny: The Heir
Wydawnictwo: Jaguar
Autor: Kierra Cass
360 stron

ORIGIN?
Każda dziewczyna na początku marzy, aby zostać księżniczką. Kiera Cass nigdy nie przestała śnić o przystojnych książętach, ogromnych, bogatych pałacach, błyszczących sukniach i oślepiających swoim blaskiem tiarach. To dziecięce marzenie urosło do bardzo dużych rozmiarów i w końcu zostało przelane na papier. W ten sposób powstała głośna trylogia Rywalki. Ale ponieważ pomysł się spodobał, to po paru opowiadankach i stworzonym w celach komercyjnych dzienniczku, dołączyła do tej 'rodzinki' Następczyni.



MAMUŚKA
Następczyni rozpoczyna zupełnie nową historię, ale żeby ją lepiej zrozumieć można zapoznać się z pałacowymi perypetiami jej rodziców, opisanymi w poprzednich tomach. Nie jest to pisana reguła, jednakże dużo przyjemniej się wtedy czyta i jest się wtedy bardziej pobłażliwym w stosunku do Edlyn, ponieważ na początku ta dziewczyna jest nie do zniesienia. Z czystym sumieniem przyznaję, że gdyby moja przygoda z tą serią rozpoczęła się od Następczyni, to bardzo prawdopodobne, że nie długo by ona potrwała, gdyż była to dotychczas najgorsza książka z cyklu. Dobrze, że zostałam przed tym uchowana! Mało brakowało, a doszło do tej tragedii, ponieważ Następczynię mogłam trzymać w ręku na długo przed Rywalkami. Na szczęście do Illei wprowadziła mnie America, a nie jej potomkini. Rywalki - super, leciutka lekturka, w sam raz na odpoczynek. Elita - ledwo przebrnęłam. America była irytująca. Całą książkę zajęło jej zrozumienie tego, co ja wiedziałam od pierwszych stron. Sfrustrowana jakoś dokuśtykałam do końca, gdzie jakoś sytuacja się unormowała. Mam nadzieję, że Edlyn też to się uda. Jedyna  - wreszcie wielki finał, super, hiper itp., a książka (pod względem fabuły) daje radę. Jest OK. Dalej są opowiadania, czyli Eliminacje oczami Maxona i Aspena. O ile Maxon potrafił mnie zaciekawić, bo byłam niesamowicie ciekawa jak to wszystko wyglądało z jego punktu widzenia. Natomiast Aspen niemal zanudził mnie na śmierć. Ciągłe użalanie się nad własną sytuacją było frustrujące, ale nie jest to niczym nowym, ponieważ przez całą serię Aspen nudził i irytował. Nie jestem fanką trójkątów miłosnych, ponieważ znaczna większość autorów po prostu nie potrafi ich przedstawić w wiarygodny sposób. Od razu wiadomo, kogo wybierze bohaterka, więc całe to 'show' jest nudne i pretensjonalne. Do tego bezcelowe i parę takich epitetów by się jeszcze znalazło, ale chyba już każdy zdoła zrozumieć moje poglądy na podstawie tych paru sztuk :).

                                                  ERA EDLYN
Znalezione obrazy dla zapytania the heir kiera cass coverW Illei pojawiają się zamieszki, więc monarchia postanawia zorganizować kolejne Eliminacje. Jednak sama zainteresowana tego nie chce, ponieważ jest samodzielna i samowystarczalna. Idealnie opisujący ją cytat pochodzi z Igrzysk Śmierci autorstwa Suzanne Collins i brzmi: "Masz w sobie tyle uroku co zdechła dżdżownica." Na początku książki jest zarozumiałą zołzą, która do rządów podchodzi równie egoistycznie, co do życia. W sumie widzi czubek swojego nosa. Później jej wizerunek uległ zmianie. Początek zupełnie nie zachwyca, a jej humory potrafią doprowadzić do szału, ale to wszystko jest spowodowane tym, że chociaż całe życie była przygotowywana do swojej roli nadal nie za bardzo się w niej odnajduje. Zawsze zakładała, że sama wybierze sobie małżonka, a już na pewno, ze jej rządy będą samodzielne. Eliminacje spadły na nią jak grom z jasnego nieba. Cały czas autorka przypomina o tym, że Edyln jest jak najbardziej kompetentna, że wie co ma robić, ale z boku wcale na to nie wygląda. Przedstawia sobą małą, zgubioną dziewczynkę, która nie wie, czy ma wykorzystać swoją szansę, czy nie. Jestem ciekawa jak poradzi sobie na tronie, bo znając jej myśli nieco obawiam się jak skończy Illea. Wydaje się, że Edlyn będzie rządzić twarda ręką. Choć, może jak trochę sobie odpuści, to będzie naprawdę wspaniała? Nie wiem, ale jej zachowanie w niektórych momentach było przygnębiające i po prostu niezrozumiałe. 

KOREKTA NIE GRYZIE
"Uśmiechnął się zdrową ręką i ujął moją dłoń, by ucałować lekko czubki palców."
Chyba ominęło mnie sporo z życia, ponieważ nigdy nie widziałam, aby ktoś uśmiechnął się ręką. Jeżeli jesteśmy w stanie to zrobić, to czy grymas obojczykiem też jest możliwy, albo płacz kolanami?

LECIM DALEJ,
CZYLI FABUŁA NA CAŁEGO
Jak wyżej. Książka nie jest naszpikowana mądrościami filozoficznymi lub nowymi zagadnieniami z tej dziedziny, czy nawet czymś skłaniającym do myślenia. Wszystko jest podane na tacy. Po co kreować bohaterów, aby byli rzeczywiści? To przecież bajka dla dużych dziewczynek! Więc nawet Edlyn jest ulepiona po łebkach, przez co staje się bardzo mało wiarygodna w tym co robi, mówi. Nie mówiąc już o jej rodzicach, którzy stanowią idealna parą, a ich opis jest niemalże hagiografią. Jednak na to fani  fanki czekaliły.
Pomijając brak wiarygodności, to muszę przyznać, że bardzo przyjemnie czyta się o tak silnej, nieprzemijającej miłości. Co trochę nie pasuje do wcześniejszych rozterek miłosnych Americi, ale co tam! Grunt, że można się świetnie bawić, czytając książkę. (Oczywiście po wyjściu ze strefy śmierci, jaką jest początek.)
Fabuła figuruje jako ciekawa i myślę, że to na niej opiera się cała powieść. Czy pomysł został wykorzystany? To już czwarty tom "TRYLOGII", więc autorka wykorzystuje go na całego, jeżdżąc po nim, ugniatając, aż z Americi, zrobiła się Edlyn, a z Maxona - 35 innych chłopaków.

SUMUJEMY, CZYLI 2+2
Następczyni, to książka skupiająca się tylko na fabule, która wyszła całkiem nie źle. W głównej roli została obsadzona niewiarygodna zołza, na szczęście, po paru rozdziałach zaczynasz się do niej przyzwyczajać. Niestety problem nadal stanowi jej egoizm. No, cóż... Przynajmniej jej bracia potrafią nią czasem potrząsnąć... i tego jej życze z całego serca.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz