wtorek, 15 marca 2016

[5] Życie i Śmierć aut. Stephanie Mayer


Tytuł: Życie i Śmierć
Tytuł oryginalny: Life and Death
Wydawnictwo Dolnośląskie
Autor: Stephanie Mayer
792 strony
Stephen King kiedyś powiedział, że "Zmierzch" jest o tym, jak ważne jest, aby mieć chłopaka. Skoro tak, to "Życie i Śmierć" opowiada o tym, jak ważne jest, aby mieć dziewczynę. Oczywiście pan King miał absolutną rację, obdarzając "Zmierzch" tak złośliwym komentarzem, niemniej jednak ja darzę tę książkę ogromnym sentymentem, ponieważ to ona pokazała mi piękno czytania, dzięki niej odkryłam zupełnie zniewalający świat książek. "Życie i Śmierć" znów przeniosło mnie do mrocznego i tajemniczego, a przede wszystkim malutkiego i mokrego Forks. Znów poczułam klimat powieści - grozę, połączoną z wampirami.


Stephanie Meyer zrobiła swoim fanom niespodziankę, na 10. rocznicę wydania "Zmierzchu" i dała im "Życie i Śmierć", czyli... "Zmierzch". A tak naprawdę, to jego fan fiction. Z początku wygląda to jakby autorka przepisała swój debiut, zmieniając tylko płeć swoich bohaterów. Ale to jednak nie wszystko...

Nowa wersja "Zmierzchu" niewątpliwie została poprawiona i lepiej napisana, choć nadal wydaje się referatem dni zwykłego człowieka, a wampiry jakby tylko drugim planem. Nietrudno uwierzyć, że Beau, czyli główny bohater, w ogóle nie przejął się, że jego dziewczyna jest wampirem, gdybym podchodziła do życia w ten sam sposób, co on, to pewnie też nie miałoby to dla mnie większego znaczenia. Zastanawia mnie tylko, co w nim może być pociągającego. Jest jeszcze bardziej ciamajdowaty od Belli, która przeważnie tylko mówiła, jakie to ona ma nieskoordynowane ruchy. Przy Beau, to ona jest primabaleriną! Nie chcę, aby to zabrzmiało seksistowsko, ale to zazwyczaj chłopak powinien być głową rodziny, obawiam się jednak, że on nie poradziłby sobie nawet z byciem kością ogonową, nie mówiąc już o byciu lewym przedramieniem, lub prawą łopatką, czy obojczykiem. Autorce aż zbyt dobrze wyszedł ten aspekt jego osobowości, ponieważ Bella nie zdążyłaby jeszcze powiedzieć, że może się potknąć, a Beau już by to zrobił dwa razy. Do tego był wysoki, więc jak upadał, mogę tylko sobie wyobrazić, że Ziemia trzęsła się od tego raz za razem.

okładka oryginalna
Fantastycznym pomysłem jest umieszczenie "Zmierzchu" w tej samej książce. Można tylko odwrócić i sprawdzić jak było naprawdę. Ten pomysł jest bombowy, szczególnie dla mnie, ponieważ nie mam żadnej książki z tej serii w domu. Wszystkie wypożyczałam z biblioteki, a "Życie i Śmierć" okazało się idealnym pretekstem, aby zakupić pierwszą część i do tego z bonusem!

Od czasu przeczytania "Zmierzchu" wiele się nasłuchałam o okropnym stylu autorki, ale muszę przyznać, że nie jest tak źle. Widziałam zbyt wiele opowiadań na Watt Padzie, aby mogło mnie coś zaskoczyć. Jedyne, co rzucało się w oczy, to, że autorka nie poświęca na nic zbyt wiele czasu, tylko już pisze kolejny akapit, o czymś zupełnie innym, a każdy opis jest bardzo zdawkowy. Jest to niezbyt ambitna, jednowątkowa powieść, a od czasu wydania jej pierwowzoru było wiele dużo lepszych książek o zbliżonej tematyce, ale stało się tak, ponieważ "Zmierzch" był pierwszy i nie miał się za bardzo na czym wzorować. Jasne, że jeszcze przedtem były "Pamiętniki Wampirów", ale ukazana w nich wizja wampirów dalece odbiega od tych w "Zmierzchu". I jak miałabym porównywać te dwie serie, to nawet "Zmierzch" jest lepszy. Jestem dużo bardziej przychylna sylwetce wampira w książkach Stephanie Mayer, ponieważ wydają się bardziej realistyczne. Nie są wręcz naszpikowane niezrozumiałymi mocami, tylko mają również swoje wady i niedoskonałości, do tego w "Pamiętnikach Wampirów" cały świat wykreowany przez autorkę jakoś do mnie nie przemawiał. Przeczytałam również parę tomów "Domu Nocy" i to była dopiero katastrofa! Coś okropnego, jak można wydać coś takiego? To w ogóle nie zasługuje na miano książki. Uważam, że "Zmierzch" oraz jego kontynuacje (oprócz "Księżyca w Nowiu", który był nudny jak falki z olejem) wypadają bardzo dobrze na tle innych serii o wampirach, a sokoro "Życie i Śmierć" jest przepisaną i udoskonaloną wersją "Zmierzchu", z pozamienianymi płciami bohaterów, to też dobrze się prezentuje.

Najbardziej zasmuciły mnie pojawiające się w druku błędy:

Nigdy nie umiałam się niczym zajęć, lub otworzyć okna w ten sposób, co Beau. Albo będę, zmuszona żyć w nieświadomości, jak to się robi, albo odkryję tam literkę "ą", zamiast "ę" i "n", zamiast "ł". Aż mnie coś boli jak na to patrzę. W książkach błędy nie powinny się pojawiać! Wszędzie, ale nie tam!

Pomimo wielu wad pomysłu napisania, czy samej książki "Życie i Śmierć", jestem bardzo szczęśliwa, znów mogąc powrócić do Forks. I choćby nie wiem ile negatywnych recenzji zbierała cała saga, nadal pozostanie w moim sercu i będzie dla mnie bardzo ważna. To od niej się wszystko zaczęło. Nie mogłabym myśleć o "Zmierzchu", czy jego kontynuacjach inaczej, niż pozytywnie. Uwielbiam go, a teraz uwielbiam również "Życie i Śmierć".

UWAGA SPOJLER!! (TREŚĆ UZNAWANA ZA POTENCJALNY ZDRADZACZ FABUŁY! NIE CZYTAJ PRZED LEKTURĄ KSIĄŻKI!!)

Jeżeli jeszcze nie skończyłeś czytać, to pewnie już znasz zakończenie książki. Pomimo, że różni się od zakończenia "Zmierzchu", to było to przewidywalne. Po prostu wiedziałam, że w tym tomie Beau musi stać się wampirem. Pomimo, że autorka pozostawiła wiele pytań bez odpowiedzi, to jestem zdania, iż tak właśnie powinien się skończyć "Zmierzch"! Wszystko kosztem czegoś, ale dlaczego kosztem Charliego? Tak bardzo mi go szkoda. Biedaczyna!! Beau zostawił go z tymi okropnymi słowami i udał, że zginął. Tak mi go żal. :( Z pewnością całe życie zadręczał się, że go puścił tamtej nocy, a tym czasem Beau był nawet na własnym pogrzebie i patrzył na swoich zmarnowanych rodziców. Był tam, praktycznie żył (bo w teorii już nie) i miał wszystko w nosie. W ogóle jakoś to po nim spłynęło. Dlatego nie jestem pewna, czy go lubię. Był bardzo lekkomyślny i nieodpowiedzialny. Poleciał do Joss, choć zupełnie tego nie przemyślał, bo gdyby to zrobił, to przecież doszedłby do wniosku, że Archie po prostu musiałby coś takiego przewidzieć, a nie tylko zobaczyć telewizor!
ZUPEŁNIE NIE ROZUMIEM CO W NIM WIDZIAŁA EDYTHE!
A teraz z innej (milszej) beczki...
Na sto procent jestem pewna, że to Charlie jest moją ulubioną postacią. Już w "Zmierzchu" bardzo go lubiłam. Tak, to jedyna osoba (poza Renee), która nie zmieniła płci.
Dodam jeszcze, że w "Zmierzchu" najbardziej lubiłam Carlisla, choć Bellę i Edwarda również darzyłam sympatią. Poza tym 'starzy' Cullen'owie zdecydowanie byli duuuużo lepsi, niż ci przedstawieni w jego wersji. Zupełnie nie pasowali i nie mówię tego tylko dlatego, bo się przyzwyczaiłam. Po prostu odniosłam wrażenie, ze sama autorka się w tym źle czuła. Może się mylę, może się czepiam, ale serio Emmet jako Eleonor? NIE. Archie zamiast Alice. NIE, NIE, NIE! I Carine w zamian za Carlisla. TO NIE PRZEJDZIE. W ogóle oprócz Ernesta (Esme) nikogo z Cullen'ów nie kupiłam, ani nie polubiłam.
Tak jak zbędna ciamajdowatość Beau wyszła idealnie, a nawet za dobrze, tak Cullen'owie - nie.

2 komentarze:

  1. Chyba odpuszczę sobie tą pozycję. Co prawda, "Zmierzch" był dla mnie w porządku, ale takie odwracanie całej sytuacji jest bezsensowne. Nie chcę sobie niszczyć mojego obrazu i postrzegania sagi, więc nie będę dokładać kolejnych, zbędnych elementów :)
    livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie trochę to bezsensowne i zalatuje komercją, ale powieść spoko. ;)

      Usuń